08/03/2017

Kalina Wojciechowska – współczesna bohaterka teologii

Artykuł o niej można znaleźć w Wikipedii, w tym roku została wybraną do władz Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk, jest pierwszą kobietą w Polsce, która napisała doktorat i uzyskała habilitację z teologii ewangelickiej. Studenci EWST mają szczęście słuchać jej wykładów, a odważni mogą nawet prosić ją, by była ich promotorem.

Rozmawiamy z dr hab. Kaliną Wojciechowską, która jest profesorem ChAT oraz wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i EWST we Wrocławiu. Prof. Kalina Wojciechowska jest biblistką, specjalizującą się w teologii Nowego Testamentu i w badaniach nad językiem przekładów NT.

Rozmowę prowadzi Alia Iakovuk.

– I moje pierwsze pytanie dlaczego teologia?

– Skończyłam szkołę średnią w klasie humanistycznej. I moją pierwszą myślą było studiować filologię klasyczną. Ale z drugiej strony interesowała mnie historia, z trzeciej – interpretacja tekstów. Wtedy mądry człowiek, mój proboszcz, poradził, żebym poszła na teologię, bo tam będę miała wszystko: i języki, i historię, i interpretację tekstów. I tak się stało, dostałam się do Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Później rozszerzałam znajomości języka greckiego i łaciny na Uniwersytecie Warszawskim, bo jednak poszłam też na filologię klasyczną. Szczerze mówiąc, na początku bardzo się bałam teologii jako nauki, nie czułam się na siłach ?myśleć teologicznie?. Ale teraz wiem, że do tego trzeba dojrzeć. U mnie dojrzewanie do teologii przebiegało się poprzez grekę, poprzez czytanie Nowego Testamenty po grecku, badanie znaczenia poszczególnych terminów i fraz. Zrozumiałam, że w pewnym momencie warto włączać to myślenie teologiczne, nie tylko lingwistyczne i analityczne, choć one stanowią zawsze punkt wyjścia. Nieśmiało sięgałam po hermeneutykę i próbowałam odczytywać teksty biblijne w kluczu hermeneutycznym. I to mnie coraz bardziej wciągało.

–  Z perspektywy czasu, jak teraz odnajdujesz się w teologii?

Jak ktoś mnie pyta, kim jestem, nigdy nie mówię, że jestem teologiem lub teologinią, zawsze mówię, że jestem biblistką. Teologia kojarzy się głównie z dogmatyką albo – szerzej – z teologią systematyczną, natomiast biblistyka według mnie daje więcej wolności, bo pracuje się z tekstem przed dogmatycznym. Mogę więc doszukiwać się w tekście tego, co wykracza poza ramy dogmatów. Biblistyka nie jest mocno związaną z określonym wyznaniem i dlatego jest najbardziej ekumeniczna spośród wszystkich subdyscyplin teologicznych. Ponadto daje możliwości wprowadzania metod analizy tekstu stosowanych w innych naukach humanistycznych i w ten sposób jej uprawianie zyskuje status interdyscyplinarny. Te szerokie horyzonty i możliwości, które daje biblistyka, bardzo mnie pociągają.

– Jak zmieniała się twoja wiara podczas studiów?

– Stopniowo i na co dzień niezauważalnie. Na studiach nie przeżyłam jakiegoś załamania wiary czy buntu. Pewnego rodzaju ?bunt? przyszedł później, jak już zaczęłam pracować naukowo. Na studiach to był czas poznawania i chłonięcia różnych idei, poglądów, to był czas nauki, ale bez pogłębionej refleksji, jak to wszystko wykorzystać w osobistym, duchowym rozwoju.  Była to wiec pewna cicha, ledwie zauważalna ewolucja, bez żadnych rewolucji. Mam wrażenie, że dzięki studiom moja wiara dojrzała, stała się mniej emocjonalna, za to bardziej wyciszona i prywatna.

– W jaki sposób można połączyć wiarę i teologię?

– Wiele zależy od tego, jak będziemy rozumieć teologię, czym ona jest? Czy przyjmiemy obiegową opartą na etymologii definicję, że jest to słowo o Bogu? Ale czy każde słowo, które mówi o Bogu, jest teologią? Czy też będziemy rozważać teologię w kategoriach dyscypliny naukowej? Ale wtedy musimy określić przedmiot i podmiot. Wiadomo, że podmiotem teologii jest zawsze człowiek, ale co lub kto jest jej przedmiotem? Czy przedmiotem jest Bóg, czy raczej – jak twierdzi Schleiermacher (niemiecki teolog protestancki) – przedmiot to ludzka refleksja o Bogu. I tu dochodzimy do kwestii egzystencjalnych. Mnie akurat jest bliskie Schleiermacherowskie myślenie, o tym, jak człowiek patrzył przez wieki na Boga. Przecież historia dogmatów nie jest niczym innym jak zapisem świadomości teologicznej, zapisem ewolucji tej świadomości. Jeżeli tak podejdziemy do teologii i jej przedmiotu, to wiara – jako osobiste doświadczenie Boga i relacja z Bogiem oraz teologia mogą być rzeczami rozłącznymi. Ale nie muszą. Wiedza teologiczna nie przeszkadza wierze, wręcz przeciwnie.

– Możesz to wyjaśnić?

– Był taki czas, kiedy nie mogłam zrozumieć koncepcji Bultmanna (teolog), uważałam że zrobił ogromną krzywdę Nowemu Testamentowi, bo zakwestionował historyczność wszystkich ewangelicznych opisów, rozróżnił Chrystusa wiary i Jezusa historycznego, o którym niewiele wiadomo i który równie niewiele wspólnego ma z Chrystusem głoszonym przez pierwszych uczniów, a potem przez chrześcijan. Ale jak popatrzeć na Bultmana z dystansu, można zrozumieć, że on w istocie ocala wiarę rozumianą jako bezgraniczne zaufanie i ryzyko z tego wynikające. Przecież wiara nie opiera się na dowodach materialnych i żeby określić siebie jako człowieka wierzącego, nie możesz się trzymać dowodów,  musisz zawierzyć, i brak dowodów wymusza prawdziwą wiarę. Takie doświadczenie towarzyszyło zapewne uczniom Jezusa, którzy za Nim poszli, nie wiedząc do końca, kim On jest, ale wierząc, że to, co mówi o sobie i o Bogu, jest prawdą.

Wydaje mi się, że mogę powołać się na podobnie doświadczenie: nie muszę mieć dowodów na przykład na cuda Jezusa albo na dosłowność Jego mów. I kiedy badam Nowy Testament, dostrzegam nieścisłości pomiędzy relacjami hagiografów, widzę naleciałości intertekstualne, widzę kalki z literatury hellenistycznej lub judaistycznej, ale to absolutnie nie dyskredytuje ani Ewangelii jako zapisów świadomości wiary na pewnym etapie jej rozwoju, ani mojego stosunku do tych Ewangelii, ich przesłania, a zwłaszcza do osoby i dzieła Jezusa Chrystusa. Wiarę rozumianą jako bezgraniczne zaufanie Bogu i zbawczemu dziełu Chrystusa, można porównać do skoku do rzeki. Wierze, że nie utopię się w tej Odrze, mimo że skoczę, choć nie mam na to dowodów i ryzykuję. Ale ufam, że ktoś mnie złapie, tak to rozumiem.

– Jaka księga z Biblii ciekawi Cię najbardziej, intryguje? Dlaczego?

–  Naukową ?przygodę? z teologią zaczynałam od Starego Testamentu. I praca magisterska, i praca doktorska były na podstawie ST. Doktorat pisałam na temat Pieśni nad Pieśniami. Właśnie podczas pisania doktoratu zaczął się mój bunt. Myślałam, że wszystko już chyba zostało napisane na temat Pieśni nad Pieśniami, wykorzystano wszystkie metody badawcze, dawniej alegorię, współcześnie metody diachroniczne. Ale nie zadowalało mnie to. I zastanawiałam się, czy nie da się połączyć analizy PnP, wtedy oczywiście mojej ulubionej księgi, z zainteresowaniami z literaturo- i językoznawstwa. Udało się. Wkrótce potem pojawiła się też fascynacja Nowym Testamentem. I teraz, niezmienne od dziesięciu lat, ulubioną moją księgą jest Ew. Marka, która – myślę – wciąż jest niedoceniana, bo uważa się, że jest pisana taką mniej staranną greką i żadnej głębi w niej nie ma. Mnie się natomiast wydaje, że Mk pod względem literackim jest majstersztykiem, bo autor dokonuje stylizacji, mówi tak, jak opowiadał Piotr. Jeśli przyjmujemy, że jest to Ewangelia pisana na podstawie katechezy Piotra, to żeby była ona wiarygodna, trzeba ją napisać takim prostym, chropowatym językiem, jakim wypowiadał się ap. Piotr. W ten sposób konstruowana jest narracja Ewangelii Marka, natomiast te partie, które są przypisywane Jezusowi, są pisane stylem wyższym, językiem bardziej eleganckim. Ponieważ jednak narracja jest dominująca, to cala Ewangelia sprawia wrażenie prostej i topornej.

– Chciałabym porozmawiać o kobiecie, kobiecie w teologii. Co to znaczy?

– Kobiet w teologii jest mało. Na ogół zajmują się one teologią praktyczną, związaną z edukacją religijną, takie są stereotypy. Natomiast dużo mniej kobiet jest związanych z dogmatyką lub biblistyką. Muszę tak nieskromne powiedzieć, że przecierałam te szlaki, jestem pierwszą kobietą w Polsce, która napisała doktorat z teologii ewangelickiej i z tej teologii uzyskała habilitację. Mam nadzieję, że pań naukowo zajmujących się teologią będzie coraz więcej.

– Z jakimi barierami, stereotypami związanymi z gender spotykasz się na swojej drodze teologa?

– W swoim rodzimym środowisku akademickim i ewangelickim nie miałam problemów. Przeciwnie, miałam wsparcie od władz uczelni, która wysłała mnie na stypendium do Niemiec. Gorzej było ze środowiskiem katolickim i z organizowanymi przez to grono konferencjami, spotkaniami. Tam zdarzało mi się zderzyć z kilkupoziomowymi barierami: raz, że jestem kobietą, dwa, że świecką, trzy, że ewangeliczką. Taka potrójna mniejszość. Czasami więc czułam się trochę jak małpka: ?O, jedna pani!?, ?O, pani mówi!?. Ale to się powoli zmieniło, kobiet w teologii przybywało, nawet w gronie katolickim, wiec ludzie się przyzwyczajają i do obecności kobiet, i do kobiecego punktu widzenia w teologii.

– Jesteś we władzach Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk (PAN). Podziel się przeżyciem. Co to znaczy dla ciebie? Jak to się stało? Co dalej?

– Kiedy odbywały się wybory władz Komitetu Nauk Teologicznych PAN, nawet nie myślałam, że będę startować. Skoro w KNT zasiada 25 facetów, to jakie miałabym mieć szanse? A jednak zaproponowano mnie na stanowisko wiceprzewodniczącej. Padł wtedy taki argument, którego bardzo nie lubię: no, to może pani ze względów wizerunkowych? Dobrze mieć we władzach kobietę, świecką, ewangeliczkę, wtedy nie grozi posądzenie o żaden seksizm czy jakąkolwiek dyskryminację etc. Wybór przyjęłam, bo mam nadzieje, że uda mi się takie właśnie myślenie przełamać. Chcę działać w taki sposób, żeby kwestie płci, wyznania lub stanu nie były dominujące, tylko tak, żeby oceniano wszelką moją aktywność i dokonania pod względem merytorycznym. Mam nadzieje, że doczekam tych czasów, kiedy kobiety będą postrzegane jako partnerki merytoryczne, a nie jako ozdobniki wizerunkowe.

– Czym jest teologia w Polsce? Jaka przyszłość czeka polskich teologów?

– Teologia w Polsce oprócz tego, że jest zdominowana przez Kościół katolicki, jest także bardzo nieśmiała. Ludzie boją się, takie mam wrażenie, formułowania nowych rewolucyjnych tez i dyskutowania nad nimi. Polska biblistyka, np., jest dosyć odtwórcza. Rzadko się trafia ktoś, kto stara się wypracować jakiejś nowe postawy metodologiczne, które można by zaproponować innym. Rzadko również sięga się po rozwiązania interdyscyplinarne. Teologię progresywną – feministyczną, postkolonialną, queerową – właściwie tylko się relacjonuje , ale nie uprawia. Nie ma żadnych systematycznych studiów w tym kierunku. Może dlatego ta teologia jest taka nieśmiała, bo teologowie, którzy najczęściej są duchownymi związanymi ze swoimi Kościołami, boją się takich tematów? Stanowiska Kościołów bywają określone, nie ma przestrzeni na dyskusję. Dyskusje powinny toczyć się na gruncie akademickim, z założenia neutralnym. Z drugiej strony trudno o tę neutralność, ponieważ teologia, zwłaszcza systematyczna, jest uprawiana dla Kościoła i w Kościele znajduje zastosowanie.

– Co studenci teologii mają robić ze zdobytą wiedzą teologiczną? Co możesz im poradzić?

– Na pewno można próbować być bardziej aktywnym, wypowiadać się na różnych forach i przedstawiać się jako teologowie. Podejmowanie działań społecznych, udział w dyskusjach na aktualne tematy, podejmowanie prób rozwiązywania palących problemów z doniesieniami do refleksji teologicznej pomogłyby zaistnieć teologii jako nauce w dyskursie społecznym. Jest to zadanie dla świeckich teologów, żeby teologia nie kojarzyła się z ekskluzywną ?czarną magią? i naukami tajemnymi, które uprawiają przede wszystkim księża. Teologia jest nauką dającą szanse na wszechstronny rozwój, na formowanie intelektualne, i to wszystko można wykorzystywać w różnych dziedzinach życia.

– Kilka słów, jeśli można, o życiu osobistym, o waszych wspólnych z mężem projektach?

– Z mężem jesteśmy razem już 17 lat. Mój mąż zanim mnie nie poznał nie miał nic wspólnego z teologią. On jest z wykształcenia muzykiem, zajmuje się muzyką dawną, gra na lutni i gitarze, uczy na Akademii Muzycznej w Krakowie. Ja z kolei niewiele miałam wspólnego z muzyką. W naszym związku doszło do zderzenia dwóch różnych dziedzin, w których się specjalizujemy. Oboje intensywnie i dużo od siebie się uczymy. Ja stałam się o wiele bardziej świadomą odbiorczynią muzyki, mąż zaczął dostrzegać w muzyce treści teologiczne. To zaowocowało wspólnymi wyjazdami na festiwale muzyczne oraz wspólnymi projektami konferencyjnymi. Razem zorganizowaliśmy trzy konferencje teologiczno-muzykologiczne, które odbywały się w ChAT i były połączone z mini koncertami. To, moim zdaniem, doskonały przykład kreatywnego łączenia teologii z muzykologią, tworzenia pola badań interdyscyplinarnych. To była również okazja do systematyzacji pewnych zjawisk w muzyce i zaprezentowania niszowej dotychczas teologii muzyki, pokazania, jakie jest miejsce muzyki w różnych tradycjach chrześcijańskich. Dzięki mężowi mogłam dużo głębiej poznawać kulturę muzyczną różnych epok. Mąż dopingował mnie i zachęcał do podejmowania nowych wyzwań. Mogę powiedzieć, że to głównie dzięki jego wsparciu – nie tylko merytorycznemu – uczestniczyłam już trzy razy w konferencjach organizowanych przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów Śpiewu we Wrocławiu z referatami na styku teologii i muzykologii. O swoim mężu mogę mówić tylko w superlatywach. Bogu dziękuję, że spotkałam takiego człowieka na mojej drodze i że on ma cierpliwość, żeby ze mną wytrzymać.

 – A ja ze swojej strony bardzo dziękuję za niezwykłą rozmowę!

Więcej wydarzeń

Przeczytaj

Święta w Polskim Kościele Chrześcijańskim w Dudley

Okres przedświąteczny to jeden z najintensywniejszych momentów w życiu kościoła zaraz po Wielkanocy.

Studia humanistyczne nadal bardzo potrzebne. Teologia również

Teologia stawia każdego człowieka przed najważniejszymi pytaniami. Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jaki sens ma moje życie? Skąd pochodzi wszystko? Dlaczego życie jest takie jakie jest?

Krótka refleksja na koniec roku

Stephen Hawking, znany brytyjski fizyk, pod koniec swojego długiego życia wzbudził wiele kontrowersji, twierdząc, że wprawdzie nie jest w stanie udowodnić, że Boga nie ma, ale potrafi wykazać, że Wszechświat powstał sam z niczego i Bóg przy wyjaśnianiu powstania Wszechświata nie jest nam do niczego potrzebny.

czytaj więcej